Jason i półsłówka 970

cena xbox scarlett

Już mniej więcej ustaliło się, że obie nowe konsole wyjdą w kolejnym roku. Zgodnie z tym co usłyszeliśmy od Sony, Playstation 5 nie porozbija drastycznie naszych skarbonek. To dobry argument, żeby zakupić nadchodzący sprzęt. Nieco inaczej może się to przedstawiać w kontekście Xboxa Scarlett. Ostatnio na łamach Windows Central w tej sprawie zabrał głos Jason Ronald.

Microsoft tworzy wielkie rzeczy

Jason Ronald bez wątpienia do perfekcji opanował trudną sztukę mówienia o sprawach nieprzyjemnych w ładny sposób. Najpierw napomknął o pewnym progu cenowym, który graczy zadowala i nie chcieliby, aby został przekroczony. Słuchało się tego z niekłamaną przyjemnością. Istotnie tak jest. Pewnych sum się po prostu nie wydaje, jest pewna granica nawet dla maniaków gier. Poza tym, kiedy w podobnym czasie debiutują dwie rywalizujące ze sobą konsole, windowane ceny jednego z konkurentów to nie byłby najszczęśliwszy krok. Tak przynajmniej nam się wydawało. Tymczasem słowa Jasona nieco osłabiły w nas to przekonanie.

Nasz dobry kolega, Adam, aż przysiadł, by ochłonąć.

A za jakość się płaci

Mówiąc wciąż tym samym tonem, nagle zaczął dobierać nieco innych słów, zaczął nieco kluczyć, jak gdyby nie chciał czegoś powiedzieć wprost. Sens wypowiedzi był mniej więcej taki:

“Owszem, wiemy, że gracze mają swoje oczekiwania, także co do ceny. Szanujemy to – nie ma dwóch zdań. Przy czym jesteśmy pewni tego, co tworzymy. Tak, chodzi o jakość. W związku z tym pewne progi trzeba znieść. I zaproponować nowe. W tym wypadku innowacje mają swoją cenę”.

Czyli mówiąc szczerym, prostym językiem:

“Szykujcie kesz, i to gruby, jeśli chcecie zasmakować w przyjemności obcowania z naszym wyjątkowym sprzętem. Włożyliśmy w niego ogromne środki. Mają się nam zwrócić”.

W porządku panie Ronald. Najpierw przekonajmy się, czy nowy Xbox będzie rzeczywiście zupełnie bez zarzutu. Poza tym PS5 to też nie będzie jakiś amatorski zestaw do odpalania gier, ale raczej potężne urządzenie.