Już trochę piasku w klepsydrze się przesypało, jak pisaliśmy o doniesieniach z obozu małych świrów (Slightly Mad Studios) oraz ich zapowiadanym dziele, czyli Mad Boksie. Wskutek tej ciszy zaczęliśmy się powoli niepokoić, w końcu to niezłe czuby i nie wiadomo do końca, co mogli odstawić. Ale właśnie wtedy dotarły do nas, no cóż, może nie zatrważające, ale jednak dość niepokojące wieści.
Zatem do rzeczy, ferajna.
Zbieżność nazw
Każdy z nas zapewne padł ofiarą zabawnego nieporozumienia, kiedy na skutek zbieżności nazw, imion pomylił ludzi lub przedmioty. Mówi się o tym, qui pro quo – wziąć coś za coś (innego). Kwitowaliśmy to machnięciem dłoni lub śmiechem. Ale w chłopakom ze Slightly Mad Studios nie było tak wesoło, kiedy z zastrzeżeniami zgłosili się Franzuzi z… no właśnie Madbox. Brzmi dość znajomo, nieprawdaż? No, coś się kołacze po głowie… A tak, przecież Mad Box to miała być superkonsola, najlepsza ze wszystkich istniejących oraz – co ważniejsze – nieistniejących. Sony i Microsoft więc już wkrótce miały wraz ze swoimi śmiesznymi propozycjami (w postaci lichych next-genów) trafić na śmietnik historii!… Tymczasem – czyżby miało się zakończyć nie triumfem chwalebnym, ale spektakularną klapą?
Francuski Madbox to niewiele w gruncie rzeczy znacząca firma robiąca casualowe gry. Niemniej 25 marca złożyli wniosek w sprawie zbyt dużego podobieństwa nazw. Z jakichś powodów nie chcieli być myleni z pudłem małych świrów. Ci zareagowali sprawnie i już 5 kwietnia wycofali znak firmowy. Od tego czasu zaczęli mówić o swoim dziecku po prostu per box. I wtym mniej więcej czasie…
Google wchodzi w paradę
Wkracza do akcji Google, choć raczej przypadkowo i bezwiednie, a nie z premedytacją. Na konferencji chwaląc się swoją Stadią jeden z ich geniuszy wyraził się, że “przyszłość konsol to nie pudełko (box)”. Chodziło o to, że stacjonarny sprzęt idzie do lamusa, a na znaczeniu zyskuje streaming. Ktoś by powiedział, że kolejna zabawna zbieżność zdarzeń, do której raczej nie należy przykładać większej wagi. Jednak z takiego założenia nie wyszli dwaj, jak można by sądzić, poważni inwestorzy. Stwierdzili, że skoro Google coś mówi, to tak właśnie musi być. Jeśli pudło odchodzi w niebyt, to nie będą w nie wkładać grubego szmalcu. I tak jak ręką odjął Slightly Mad Studios stali się szczuplejsi o – bagatelka – 1,2 miliardy zielonków. Ile to jest w stosunku to całego budżetu, trudno oszacować. W każdym razie ponad miliard dolców piechotą nie chodzi, co nie?
Swoją drogą, dobrze, że z podobnego założenia nie poszli decydenci Microsoftu. W końcu Xbox to też pudło (box).
I co na to małe świrki? Nazwa, którą sobie nadali, chyba zobowiązuje, bo nie wycofują się z prac nad, ekhem, Boxem. No i cóż, wspieramy ich w tych pracach, mając nadzieje, że te niepowodzenia ich tylko wzmocnią i rzeczywiście podważą panujący na rynku gier konsolowych duopol.
I życzymy im jak najlepiej – w końcu w tym roku obchodzą dwudziestolecie swojego istnienia.