Nieraz z nudów surfujemy po sieci. Nieraz natrafiamy na rzeczywiście ambitne materiały, ale częściej na śmieciowe artykuły, które wręcz obrażają nasze mózgi. Z niesmakiem przechodzimy dalej. Wreszcie znużeni wyłączamy kompy i idziemy spać.
Czy ostatnio udało nam się wyłowić coś interesującego? Na prestiżowym polskim portalu poświęconym grom komputerowym natknęliśmy się na wpis o tym, dlaczego nowy Xbox powinien prędzej zadebiutować niż jego rywal spod szyldu Sony.
Mamy ochotę podjąć polemikę z prezentowanymi argumentami.
Rzekoma przewaga na starcie
Niewątpliwie trzeba zacząć od przedstawienia punktu widzenia autora, z którym chcemy polemizować. Wypisuje on aż 6 argumentów, które przemawiałyby za forsowaną tezą. Na początku wychodzą z założenia, że to gry są solą rynku gier. Trudno się z tym nie zgodzić.
Zgodnie z tym, wcześniejsza premiera konsoli miałaby dać dużo czasu na budowanie bazy gier. Owszem, jest w tym jakaś logika. Ale załóżmy, że rzeczywiście Microsoft spina się i udaje im się zadebiutować z nowym sprzętem nawet rok przed PS5. “Hurra, udało się! Ale im pokazaliśmy – gratulują sobie – pokazaliśmy tym Japończykom…”. OK., reklamy hulają różnymi kanałami. Gracze cieszą się, no, nowa konsola wyszła wcześniej niż się spodziewaliśmy. Miłośnicy marki Playstation nie chcą już dłużej czekać na “piątkę”.
I jak jeden mąż przerzucają się na nowe dziecię Amerykanów. Co z tego, że na bieżącego “soniaka” wciąż wychodzą atrakcyjne propozycje… To się dla nich nie liczy – już teraz chcą grać na nowej platformie!
Jasne.
Ostatni będą pierwszymi
Dobra, mamy już pierwsze tytuły. Wysypują się jak grzyby po deszczu. Tylko że… No właśnie: niezbyt nadają się do grania.
Dlaczego? Wedle tego fikcyjnego – choć prawdopodobnego, realnego – scenariusza zbytnio się pospieszyli. Chcieli za wszelką ceną przegonić Sony no i… cóż, zaliczyli falstart. W tym czasie Sony uskutecznia dłubaninkę, cyzelują swoje złote dziecko, poddają je licznym, wymaganym testom, aby nic nie kulało. A twórcy Xboksa mozolą się, aby naprawić skutki niedopatrzeń…
I kto by wrócił z pierwszego, być może najważniejszego starcia z tarczą? Odpowiedź jest prosta.
Na szczęście nie sądzimy, aby geniusze z Microsoftu ulegli podszeptom doradców z polskiego portalu. Myślą racjonalnie i nie pozwalają emocjom, by nimi rządziły.
Zresztą, czyż nie stoi w Księdze Ksiąg, że “ostatni będą pierwszymi”?…